O znaczeniu intelektualnym, moralnym i kulturalnym najszlachetniejszego sportu, jakim niewątpliwie jest turystyka w chwili obecnej szeroko się rozpisywać, uważam za zupełnie zbyteczne, gdyż na tym punkcie nie ma chyba już dzisiaj różnicy zdań – pisze dr Jan Galicz w przedmowie do „Przewodnika po Beskidzie Śląskim” z 1931 roku.
Turystyce jako nowemu zagadnieniu przyglądali się chętnie badacze w okresie międzywojennym dostrzegając w niej szansy dla rozwoju gospodarczego, politycznego czy kulturalnego kraju. Warto przypomnieć że Polska była jednym z pierwszych państw na świecie, w których został uregulowany czas pracy i wypoczynków pracowników najemnych, co miało znaczący wpływ na rozwój turystyki. W 1918 roku wprowadzono 46-godzinny tydzień pracy (z sześciogodzinną „angielską sobotą”), a w 1922 roku określono zasady korzystania z płatnych urlopów. Urzędnikom państwowym i samorządowym przysługiwało od 4 do 6 tygodni wypoczynku, w zależności od stażu pracy, natomiast pracownikom umysłowym zatrudnionym w przemyśle i handlu – od 2 tygodni do miesiąca. Dla robotników przewidziano od 8 do 15 dni urlopu. Przywileje te nie dotyczyły branż związanych z rolnictwem, leśnictwem, rybołówstwem i służbą domową. Turystykę zaczęto traktować jako formę aktywności sportowej. Ma ona wiele cech pokrewnych z taternictwem, automobilizmem, wioślarstwem i żeglarstwem, cyklistyką, harcerstwem itd. Turystyka zatem w połączeniu ze sportem jest zjawiskiem dodatnim dla zdrowia fizycznego, wzmaga tężyznę fizyczną, daje szerszą podstawę terytorialną przysposobieniu wojskowemu, wytwarza szlachetną regionalną emulację sportową itd.
W publikacji pt.: „Zagadnienia turystyki w Polsce” autorstwa Stanisława Punickiego wydanej w 1929 roku jest ciekawy fragment o potrzebie wykorzystania turystyki w rozwoju gospodarczym kraju dzięki docieraniu do „bezpośredniego konsumenta”. Szlaki turystyczne powinny prowadzić przez ważne gospodarczo miejscowości (Gdynia, Zagłębie węglowe, Wieliczka, Zagłębie naftowe itd.). Na miejscach postoju winny być momenty gospodarcze specjalnie uwypuklone. Np. turystykom, zwiedzającym Wieliczkę trzeba nie tylko pokazać grotę kryształową, jezioro podziemne, czy kaplicę św. Barbary, ale wręczyć zwiedzającym próbki soli jadalnej, rafinowanej, wykwitnie opakowanej z adresem Biura Sprzedaży Soli, informacjami co do możliwości eksportu, składu chemicznego itd. Dalej autor pisze o korzyściach politycznych. Turystyka należycie zorganizowana pokazuje zwiedzającym kraj, warsztaty pracy, bogactwa naturalne i wytworzone pracą, uzdrowiska, piękne okolice, szczepi zamiłowanie do swojszczyzny, jednym słowem pogłębia znajomość kraju, a tym samym miłości ojczyzny. Zobaczenie na własne oczy tego co mamy, zwalcza skutecznie defetyzm społeczny i polityczny, niewiarę we własne siły, podnosi poczucie obywatelskie, poczucie mocy własnej i przywiązanie do państwa”. Rozwój turystyki zdaniem autora ma również ważną funkcję kulturową. Doniosły wpływ kulturalny turystyki, zwłaszcza turystyki z ośrodków mniej kulturalnych do stojącego na wyższym poziomie – turystyki ze wschodu na zachód jest niewątpliwy. Rolnik z kresów, który zobaczy na własne oczy dobrobyt na zachodzie Polski, zobaczy urządzenia higieniczne i kulturalne (wodociągi, radio, samochody, elektryfikację wsi itd.) odczuje niewątpliwie również tę potrzebę w swoim środowisku. W ten sposób turystyka staje się promotorem postępu. Wpływ kulturalny zazębia się tu zresztą bardzo silnie z momentem gospodarczym i politycznym […]
W czasopiśmie z 1925 roku pt.: „Wierchy” poświęconemu Górom i Góralszczyźnie znajduje się artykuł autorstwa Kazimierza Sosnowskiego traktujący o naszej najbliższej okolicy czyli Beskidzie Małym. Dziwne to pasmo – pisał autor – a raczej gniazdo górskie, ten Beskid Mały; nieznany i nieopisany dotychczas przez nikogo, nieuczęszczany przez turystów, zapomniany i lekceważony przez znawców gór naszych: głucho o nim w opisach geograficznych i krajoznawczych, głucho w podręcznikach turystycznych. Na góry te nie zwrócił bliżej uwagi po prostu nikt.[…] A przecież ten zapomniany i pogardzony kopciuszek górski, to nie żaden bękart nieudany, ale rodzone dziecko naszej polskie ziemi, dziecko piękne, miłe, powabne i zajmujące, w dobra przyrodzone uposażone, uwagi, poznania i miłością godne, którego jedynym defektem, ścigającym nań niechęć niesłuszną, jest to, że jest niższe wzrostem od innej braci beskidzkiej.
W artykule znajduje się również opis szczytu Leskowca. Zdobi wierch jego wysoki krzyż drewniany, około leżą duże płyty kamienne, na których byli właściciele tych dóbr z przed 30-tu lat ku upamiętnienia swego pobytu kazali wykuć ślady swych stóp i herby. Nie dali się ostać tym pańskim kaprysom pasterze i płyty potłukli, bądź „skulali” na dół ku swojej uciesze. Obecnie widać jeszcze stopy hr. Potockich z Zatora i hr. Wielopolskiej. Trwalszą atoli pamiątką po byłych tutejszych dziedzicach została pamięć o ich złej gospodarce. […] Z powodu onych stóp chłopi okoliczni nazywają też Leskowiec „Butami”, niektórzy zaś twierdzą, że zwie on się właściwie „Beskidem”, a Leskowcem sąsiedni wierch od strony północno-wschodniej.
Dalej autor opisuje rzekę. Skawa płynie aż do Suchej dobrze rozwiniętą, szeroką doliną, która zacieśnia się następnie koło Zembrzyc i Skawiec. W Mucharzu i Świnnej Porębie dostaje się rzeka pomiędzy podnóża Królowej Wyżnej, Żaru i przedgórza z jednej, a Jaroszowickiej Góry z drugiej strony, krętym biegiem wijąc się pomiędzy niemi. W ślady tych silnych wężownic idzie tor kolei lokalnej wśród okolicy zajmującej i pięknej.
W tekście jest także podrozdział poświęcony miejscowej ludności. W znacznie zacofańszych stosunkach gospodarczo-kulturalnych, niż w dolinie Soły, żyją mieszkańcy pozostałych wsi beskidzkich, a ludność niektórych, jak: Ponikwi, Kaczyny, Rzyk, zwraca nawet na uwagę fizycznym niedostem, wątłością, bladością cery i chudością twarzy tak, że stało się powodem wyszydzającej piosenki ich sąsiadów: Górole, Rzycanie, coście tacy mali?, Boście na Gancarzu nogi pozdzierali!
Życie pasterskie, które tyle swoistego wdzięku nadaje górskim obszarom, zanikło w Beskidzie Małym w zupełności. Na tutejszych halach napotyka się tylko drewniane koliby na siona lub kamienne stajenki na bydło, lecz nie widzi się już wcale dymiących szałasów, ogorzałych baców i juhasów, nie słyszy się tępego brząkania dzwonków kierdeli owczych.
Na koniec warto jeszcze zacytować opis wycieczki w Beskidy z lat 20-tych XX wieku.
Lokalna, familijna turystyka, docierająca na Gancarz, Jawornicę czasem i na Leskowiec, zasadzająca się nie tyle na wchłanianiu wrażeń, ile zawartości przyniesionych koszyków, legnie tu niebawem pod naporem powodzi turystyki i narciarstwa, bo w obrębie tej grupy gór dadzą się dobrze kombinować jedno-, dwie i kilkudniowe wycieczki, proste i okrężne, wycieczki, naprawdę piękne i interesujące.
Po takiej lekturze zostaje nam tylko udać się na wiosenną wycieczkę i sprawdzić, co jeszcze zostało w naszych Beskidach z dawnych opisów.
(JP-B)
Na podstawie:
- Jan Galicz, Przewodnik po Beskidzie Śląskim, Cieszyn 1929
- Stanisław Punicki, Zagadnienia turystyki w Polsce, Warszawa 1929
- Podjąć wyzwania. II Rzeczpospolita na drodze do nowoczesności. Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zabytków, Warszawa 2019
- Wierchy, Rocznik poświęcony Górom i Góralszczyźnie, R. 3, 1925